Mszana Dolna – górskie miasto w sercu Beskidu Wyspowego. Mszana Dolna – mapa turystyczna szlaku górskiego na Grunwald i Czarny Dział. Opis szlaku turystycznego na górę Grunwald oraz Czarny Dział. Bezpłatny parking w Mszanie Dolnej. Wejście bez oznaczeń na Grunwald 513 m n.p.m. Wsołowa 624 m n.p.m. i widokowa trasa na Czarny Dział
5. Z Ustronia na Równicę. 6. Z Przełęczy Kubalonka na Stożek Wielki. 7. Szlaki w Beskidzie Śląskim na wycieczkę z dzieckiem. Z Jaworza do schroniska na Błatniej. Inne ciekawe szlaki górskie w Beskidzie Śląskim. Schroniska górskie w Beskidzie Śląskim.
Ojcowski Park Narodowy – atrakcje, szlaki i inne przydatne informacje. Mający powierzchnię nieco ponad 21 kilometrów kwadratowych OPN, jest najmniejszym z wytyczonych na terenie Polski parków narodowych. Powstał w 1956 roku i obejmuje kawałek dolin Prądnika oraz Sąspowskiej. Park położony jest po północnej stronie Krakowa, a jego
Szlak wije się po Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, liczy około 160km i łączy kilkanaście średniowiecznych zamków. Malowniczo usiany białymi skałkami, naszpikowany historycznymi zakamarkami i pełen udogodnień dla wędrowców. Taki jest Szlak Orlich Gniazd – idealny na pierwszą, kilkudniową wędrówkę! W maju 2022 roku
W tym przewodniku znajdziesz 20 najlepszych szlaków górskich w Szwajcarii Środkowej. Żeby wybrać jeden z nich, zobacz wskazówki oraz zdjęcia dodane przez innych pasjonatów gór i w kilka sekund sprawdź szczegółowe informacje o trasie. Pomoże Ci to wybrać idealny szlak na następną górską Wyprawę w Szwajcarii Środkowej.
Granacką Przełęcz, Orlą Basztę, Przełęcz Nowickiego i Budzową Igłę. Mijamy zbocza Wielkiej Buczynowej Turni, Ptaka i docieramy do przełęczy Krzyżne. Jakie buty na Orlą Perć? Na szlak przez Orlą Perć należy mieć odpowiednie w teren górski obuwie. Wygodne, z dobrą przyczepnością i wcześniej przez nas sprawdzone.
4r0w. Krzyżne to jedna z najładniejszych tatrzańskich przełęczy i w sezonie letnim cieszy się sporą popularnością. Zimą jednak mało kto decyduje się tam zapuszczać. Ze względu na znaczne zagrożenie lawinowe, na Krzyżne można iść tylko przy bardzo sprzyjających warunkach. A ponieważ takie obecnie w Tatrach panują, postanowiłem je wykorzystać. Wiele z moich tegorocznych, zimowych planów wymaga, żeby w górach panowały naprawdę dobre warunki. Małe zagrożenie lawinowe, stabilna pogoda, brak niskich chmur – to konieczność, by móc bezpiecznie zdobywać te trudniejsze i rzadziej odwiedzane miejsca. Szczęśliwie, takie sprzyjające okno pogodowe nadeszło już w styczniu. Po zimowym wejściu na Małołączniak, nie miałem konkretnie sprecyzowanego następnego celu. To była raczej pula pomysłów, które chciałem dopasowywać do aktualnych warunków na szlakach. Gdy więc nadarzyła się okazja to kolejnego wyjazdu, trochę się wahałem. Ostatecznie, wybór padł jednak na Krzyżne. Dlaczego właśnie tam? Po pierwsze, sytuacja lawinowa na podejściu wyglądała na bezpieczną. Druga rzecz: bliskość popularnego schroniska na Hali Gąsienicowej dawała nadzieję, że po paru dniach dobrej pogody szlak będzie już przetarty. Krzyżne w zimie – szlaki i zagrożenia Na przełęcz Krzyżne prowadzą trzy szlaki: żółty przez Dolinę Pańszczycy,żółty od Doliny Pięciu Stawów,czerwony (Orla Perć) od Granatów. Pierwszy, choć dość długi, jest najprostszą z opcji. Nie ma na nim technicznych trudności ani dużych ekspozycji. Bez problemu pokona go każda osoba o przyzwoitej kondycji. Druga trasa również nie należy do trudnych, choć posiada parę bardziej stromych i eksponowanych odcinków. Natomiast ostatni wariant, prowadzący przez słynną Orlą Perć, jest przeznaczony raczej wyłącznie dla zaawansowanych turystów. W sezonie letnim Krzyżne cieszy się dużą popularności i po każdej z tras chętnie odwiedzają go ludzie na różnym poziomie górskiego doświadczenia. Natomiast zimą przełęcz świeci pustkami. Powodem jest przede wszystkich wysokie zagrożenie lawinowe, choć długość niektórych prowadzących tam tras też odgrywa sporą rolę. Orla Perć zimą zmienia się w szlak ekstremalnie trudny, którego pokonywanie wymaga bardzo dużych umiejętności oraz trochę sprzętu wspinaczkowego. Trasa od Doliny Pięciu Stawów jest z kolei niebezpieczna ze względu na często schodzące lawiny. Jedyną rozsądną opcją jest więcej wejście przez Dolinę Pańszczycy, jednak i ono wymaga sprzyjających warunków. Problem w tym, że to najdłuższa z tras, przez co niewiele osób wędruje nią podczas krótkich, zimowych dni. Gdy jednak ktoś będzie chciał tam pójść, moim zdaniem powinien wyczekać naprawdę dobrych warunków śniegowych i pogodowych. Niech to będzie lawinowa jedynka z bezpiecznymi północnymi i zachodnimi wystawami oraz stabilna pogoda z niedużym wiatrem i świetną widocznością. A co do wymaganego sprzętu, to oprócz ciepłej, zimowej odzieży, niezbędne będą stuptuty, raki oraz czekan. Wejście na Krzyżne zimą – relacja z wycieczki Dojazd do szlaku Podobnie, jak przy poprzedniej wycieczce, zdecydowałem się na podróż autobusem startującym z Krakowa o godzinie 4:40. Jako, że jest środek tygodnia, nie czuję potrzeby wcześniejszej rezerwacji biletu. Po prostu idę na dworzec, wsiadam i jadę. W Zakopanem jestem około 6:40. Wcześnie, ale okazuje się, że busik do Kuźnic już stoi. Zajmuję w nim miejsce i czekam chwilę, aż w końcu ruszy i zawiezie mnie wraz z kilkunastoma innymi osobami na granicę Tatrzańskiego Parku Narodowego. Dojście do Hali Gąsienicowej przez Dolinę Jaworzynka Wysiadam parę minut po 7-mej i od razu ruszam w stronę wejścia do parku. Jak to przeważnie bywa, przed świtem punkt poboru opłat jeszcze nie działa, więc 5 złotych zostaje w mojej kieszeni. Na Halę Gąsienicową decyduję się iść żółtym szlakiem prowadzącym przez Dolinę Jaworzynka. Jest bardziej narażona na lawiny niż niebieska trasa przez Boczań, ale skoro mamy dziś „jedynkę”, to mogę zafundować sobie jakąś odmianę. Swoją drogą, wchodząc tam, nauczyłem się, że to jednak nie jest „Dolina Jaworzynki”, lecz „Dolina Jaworzynka”. No cóż, pół życia w błędzie, choć patrząc na to, że obie wersje są używane równie często, to nie tylko ja byłem nieuświadomiony. Pierwszy etap szlaku wiedzie brzegiem niewielkiego potoku, w terenie o bardzo małym nachyleniu. Po chwili przejścia lasem wychodzę na długą polanę (Polana Jaworzynka), na której mijam kilka zabytkowych szałasów. Za polaną znów do lasu i tu nachylenie zaczyna powoli rosnąć. Pojawia się też znak informujący o zagrożeniu lawinowych. Zdarza się, że śnieg zsuwa się do doliny ze zboczy grzbietu nazwanego Skupniów Upłaz (po tym grzbiecie prowadzi niebieski szlak). Generalnie, już przy lawinowej dwójce, moim zdaniem lepiej wybrać inną trasę. Dolina Jaworzynka – wejście na teren zagrożony lawinami. W pewnym momencie szlak skręca w prawo i zaczyna oddalać od płynącego dnem doliny potoku. Zaczyna się dość strome podejście, z którym będę się pewnie zmagać przez kolejne około 30 minut. Najpierw idę w terenie pół otwartym, później już w gęstym lesie. Kawałek dalej szlak dociera do ostrego zakrętu, z którego fajnie widać strome zbacza Kopy Magury. Następnie znów lasem, choć mijając po drodze kilka ciekawszych punktów widokowych. I tak w sumie aż do Przełęcz Miedzy Kopami, gdzie szlaki żółty i niebieski się łączą. Początek podejścia zboczami Małej Królowej Kopy. Tu chwila w nieco bardziej odsłoniętym terenie. Panorama z przełęczy jest dziś fenomenalna. Praktycznie całe Podhale przykryte jest morzem chmur, które wciąż podświetla na czerwono niedawny wschód słońca. Aż zrobiłem sobie tu chwilę przerwy, by ponapawać się tym widokiem. Morze chmur nad Podhalem widoczne z Przełęczy Między Kopami. Z przełęczy w stronę Hali Gąsienicowej prowadzi już tylko jeden szlak. Oznaczona na niebiesko trasa najpierw delikatnie się wznosi, a następnie prowadzi dłuższą chwilę przez Królową Rówień – płaski, rozległy teren porośnięty trawami, kosodrzewiną i rzadkimi, niewysoki drzewkami. Teraz oczywiście większość z tego znajduje się pod śniegiem. Pod koniec Równi teren zaczyna się obniżać. Przez kilka minut schodzę po szerokiej, umiarkowanie nachylonej drodze, aż w końcu wydostaję się na wielki, otwarty teren otoczony dziesiątkami skalistych szczytów. To Hala Gąsienicowa – dla wielu jedno z najpiękniejszych miejsc w Tatrach. Zimowe widoki na Hali Gąsienicowej. Idąc przez Halę mijam parę niewielkich chatek, a następnie odbijam w stronę schroniska PTTK Murowaniec. Jest dość popularne i tłumnie odwiedzane, ale ze względu na kontrowersyjną politykę noclegową (zakaz spania na podłodze) i dużą komercjalizację, nie cieszy się zbyt dobrą opinią. Schronisko PTTK Murowaniec. Wejście na Krzyżne – zimą przez Dolinę Pańszczycy Przy schronisku znajduję parę różnokolorowych drogowskazów. Jeden z nich kieruje właśnie na Krzyżne. Bez zastanowienia skręcam więc w podaną przez niego stronę i zaczynam dalszy etap wycieczki. Początkowo idę śladem trzech szlaków: czarnego do Brzezin, żółtego na Krzyżne oraz zielonego na Rówień Waksmundzką i Rusinową Polanę. Czarny odbija jednak na północ tuż za końcem zabudowań rejonu schroniska. Tam też schodzę z szerokiej, wygodnej drogi i skręcam w węższą leśną ścieżkę. Na tym odcinku schodzę lekko w dół. Parę minut później trafiam na mały mostek nad Czarnym Potokiem Gąsienicowym, a dalej na kolejne rozdroże. Tym razem żegnam się z kolorem zielonym. Póki co, szlak wciąż jest przetarty. Zauważam dwa ślady biegnące w przeciwnych kierunkach. Te świeższe wiodą w stronę schroniska. Są też jakiś odciski nart, choć nic z tych rzeczy nie pochodzi z dzisiaj. Cóż, nie jest źle, choć szczerze mówiąc, liczyłem na nieco więcej. Śladów na szlaku nie ma zbyt wiele, ale przynajmniej dają pewność, że choć kawałek jest przetarty. Chwilę później wychodzę z lasu i zaczynam iść w otwartym terenie po północnym zboczu Żółtej Turni. Tu jeszcze warunki są całkiem dobre. Do tej pory nie założyłem nawet raków. Śnieg jest twardy, ślad wyraźny, a pogoda zdecydowanie dopisuje. Chwilę po wyjściu z lasu. Poruszam się teraz w poprzek łagodnie nachylonego zbocza, powoli nabierając wysokości. Miejscami ślady są zawiane, jednak odszukanie ich dalszych fragmentów nie sprawia mi kłopotów. Zdarza mi się również trafić na oznaczenia żółtego szlaku, widniejące na pniach małych drzewek bądź wystających spod śniegu kamieniach. Czasem zdarzy mi się natrafić na oznaczenia żółtego szlaku. Po pewnym czasie nachylenie stoku rośnie na tyle, że decyduję się zatrzymać i ubrać raki. Komfort masztu znów rośnie, a ja mogę skupiać się na dalszym pokonywaniu trasy. Ta wiedzie mnie na trawers jednego z grzbietów góry, poniżej którego płynie mały strumień. Po chwili ścieżka obniża się, przekracza płynący żlebem potok, a zaraz później ponownie zaczyna wznosić po kolejnym stoku. Tu jednak jest już nieco stromiej. I szczerze mówiąc, przy wyższym stopniu zagrożenia lawinowego, nie czułbym się w tym miejscu zbyt dobrze. Trawers dobiega końca, szlak skręca z prawo i tu zaczynają się kłopoty. Stary ślad miejscami ciężko odszukać, a ponadto tutejszy śnieg ma taką strukturę, że nietrudno wdepnąć w coś bardziej miękkiego i zapaść po kolana. Zmęczenie narasta, podobnie jak zwątpienie w to, czy uda się dotrzeć na przełęcz. Bo skoro już tu nie jest łatwo, to co będzie dalej? Brnąć dalej, posiłkuję się GPS-em. To pomaga mi trzymać się oryginalnego przebiegu trasy oraz trafiać czasem na stare ślady moich poprzedników. Choć muszę przyznać, że tempo marszu mam wolne, a często wpadanie w śnieg bywa irytujące. W tym pełnym śniegu i kosodrzewiny terenie, marsz staje się coraz trudniejszy. W końcu docieram do kulminacji kolejnego grzbietu. Za nim rozpościera się rozległa Dolina Pańszczycy, dnem której biegnie dalsza część szlaku na Krzyżne. Problem w tym, że zejście na dno doliny jest dość strome, a ślady wydają się w tym miejscu urywać. Co robić? Idę kawałek w prawo, później w lewo, ale nie trafiam na dalszy trop. Po chwili zauważam jednak w dole drogowskaz na rozdrożu szlaków. I przy nim ślady są. Tylko jak ci ludzie tam zeszli? No nic, trzeba będzie jakoś improwizować. Rzut oka z góry na Dolinę Pańszczycy. Na żółto zaznaczone skrzyżowanie szlaków na dole oraz orientacyjny przebieg mojej trasy na Krzyżne. Wybieram sobie jakiś dowolny punkt na zboczu i po prostu zaczynam schodzić w kierunku szlakowskazów, ciesząc się, że pokrywa śnieżna jest dziś dobrze związana. Muszę tylko uważać w pobliżu skupisk kosodrzewiny, gdzie parę razy nogi znów wylądowały pod śniegiem. W końcu, udaje się dotrzeć na dół i stanąć na rozdrożu. Śladów od strony czarnego szlaku brak. Są jednak na Krzyżne i to w liczbie sugerującej obecność więcej niż dwóch osób. Choć w drugiej strony, może ktoś po prostu robił tu przerwę i chodził w kółko. Początek żółtego szlaku w Dolnie Pańszczycy. Zaczynam iść wgłąb doliny. Wyraźne ślady cieszą, ale śnieg nadal wnerwia. Co parę kroków się zapadam, trwoniąc siły na wygrzebywanie się i szukanie lepszych miejsc na postawienie nogi. Marsz za wyraźnym śladem wgłąb doliny. Niestety, miejscami zdarza mi się zapadać w śnieg. Po jakichś 300 metrach docieram do Czerwonego Stawu, którego tafla jest częściowo zamarznięta i zasypana. Obchodzę go z prawej strony i idę jeszcze kawałek dalej za widocznym śladem. Przejście obok Czerwonego Stawu. Niestety, parę minut dalej trop staje się coraz cięższy do odszukania. Nie wiem, czy ktoś postanowił tu zawrócić, czy dalsze odciski zawiało, czy po prostu ja zgubiłem ślad (choć szukałem dość dokładnie w najbliższej okolicy), ale faktem jest, że jak chcę dalej, to od tej chwili muszę już kombinować po swojemu. Ok, szybka analiza sytuacji. Problemy: idzie się dość ciężko, dalszy szlak nieprzetarty, do przełęczy jeszcze ponad 2 kilometry, a wraz ze wzrostem temperatury śnieg będzie bardziej miękki i poruszanie się może być jeszcze trudniejsze. Plusy: dobra pogoda, spory zapas czasu, prowiantu oraz sił, widzę cel i mniej więcej wiem, jak iść. Patrzę na zegarek – jest trochę po 9:30. Postawiam, że jeśli warunki się pogorszą albo do 12-stej nie będę na przełęczy, to bezwzględnie zawracam. To da mi 4 godziny na powrót w okolice schroniska przed zmrokiem. Wydaje się rozsądne. Od tej pory sporo pomagam sobie GPS-em. Nie zależy mi na bezmyślnym kopiowaniu letniego wariantu trasy, ale chcę mieć mniej więcej pojęcie gdzie iść, by na przykład nie wpakować się na jakieś wzniesienie, z którego później i tak będę musiał zejść. Stopniowo uczę się też rozpoznawać „dobry śnieg” od tego gorszego. Zapadam się coraz rzadziej, wiem, gdzie lepiej iść wolniej, a gdzie mogę przyspieszyć. Zaczynam czerpać coraz więcej frajdy z bycia samemu w tej dolinie i kombinowania którędy należy iść dalej. Samodzielne wyszukiwanie drogi przez Dolinę Pańszczycy. Na żółto zaznaczone dalsze przejście. W pewnej chwili rośnie przede mną jakiś pagórek. Wdrapanie się na niego kosztuje mnie trochę sił i frustracji przy upadkach w okolicach kosodrzewiny. Co więcej, gdy jestem już prawie na szczycie, dociera mnie, że wcale nie musiałem włazić tak wysoko – wystarczyło kawałek, a później przejście na drugą stronę, gdzie teoretycznie biegnie żółty szlak. Podejście na Wielką Kopkę – jak się później okazało, nie do końca potrzebne. No cóż, ale skoro już wszedłem, to bez sensu jest schodzić w dół, skoro i tak zaraz będę znów nabierał wysokości. Postanawiam więc trzymać się stoków Kopki, które później przeradzają się w zbocza Waksmundzkiego Wierchu. Są nieco nachylone i pokryte śniegiem, ale akurat ten jest w większości mocno zmrożony i idzie się po nim zaskakująco dobrze. Bez zapadania się, lekko w dół – czysta przyjemność. Przejście zboczem Waksmundzkiego Wierchu w kierunku Krzyżnego. Powoli zbliżam się do żlebu, który wyprowadzi mnie na przełęcz. Tuż przed wejściem do niego widzę jednak ślady lawiny, która zeszła jakiś czasu temu z jednego z bardziej stromych żlebów po bokach. Ten, którym ja będę szedł, wygląda na bezpieczniejszy, a wiedza o dobrych dziś warunkach lawinowych skłania mnie do kontynuowania wycieczki. Zaczynam podejście. Początek jest łagodny, a mocno zmrożony śnieg stanowi dobre oparcie dla stóp. Z czasem trudność jednak rośnie. Żleb staje się bardziej stromy, śnieg czasem nie wytrzymuje nacisku buta. Powoli zaczynam się czuć zmęczony, więc co jakiś czas robię sobie parusekundowe przerwy. Początek podejścia żlebem. Z czasem teren robi się jednak bardziej wymagający. Podczas jednej z takich przerw odwracam się za siebie i na dnie doliny zauważam narciarza w czerwonym ubraniu. O, fajnie! Będzie towarzystwo. Niestety, to był jedyny raz, gdy się widzieliśmy (bo zakładam, że on też bez problemu mógł mnie zauważyć na podejściu). Nie dotarł na Krzyżne. Musiał gdzieś po drodze zawrócić. W drodze powrotnej wdziałem jakieś świeże ślady w dół Doliny Pańszczycy, więc pewnie to tam się później skierował. Ja tymczasem kontynuuję mozolne podejście. Żleb stopniowo skręca w lewo. Wspina się dość ciężko, choć pomagają liczne przystanki i wyznaczanie sobie małych celów: „byle do tego kamienia”, „tych trawek”, „tego piargu”. I jakoś to idzie. W najbardziej stromej części żlebu. W końcu nachylenie zaczyna się zmniejszać. Pod przełęczą pokrywa śnieżna jest cieńsza. W wielu miejscach zauważam odsłonięte kamienie i trawki. Dotarcie tam pozwala mi nieco odetchnąć. Też nie jest super komfortowo, szczególnie, gdy muszę rysować rakami o skały, ale lepsze to niż męczące zapadanie się. W górnej części żlebu śniegu jest mniej. W pewnej chwili zauważam stojący na przełęczy drogowskaz. A więc to już! Jednak się uda. Zapominam o zmęczeniu, szybko pokonuję ostatnie metry i z radością staję na przełęczy. Krzyżne należy do mnie! No, może nie dosłownie, ale jestem praktycznie pewny, że tego dnia nikogo innego tu nie było. Końcówka podejścia. Widoki z Krzyżnego faktycznie są bardzo fajne. Szczególnie te w kierunku Doliny Pięciu Stawów imponują liczbą dostrzegalnych szczytów. Ściągam plecak i robię sobie dłuższą chwilę zasłużonej przerwy. Krzyżne zdobyte zimą! W tle widok w kierunku Orlej Perci. Spojrzenie w stronę Doliny Pańszczycy. Na środku zdjęcia ciekawie prezentuje się Żółta Turnia. Rzut oka w kierunku Waksmundzkiego Wierchu. A tu w stronę Wielkiego Wołoszyna. Najlepszy widok jest jednak na Dolinę Pięciu Stawów oraz znajdujące się dalej szczyty. Po lewej stronie można dostrzec Niżnie Rysy oraz Rysy. Kawałek dalej, mniej więcej w 1/3 szerokości, są Mięguszowiecki Szczyt Czarny, Pośredni i Wielki, a także Cubryna. Natomiast dwa najbardziej wybijające się wierzchołki w prawej części fotografii to Hruby Wierch oraz Krywań. Na dole zdjęcia widać również warunki w żlebie prowadzącym do Doliny Pięciu Stawów. Wdrapując się tutaj, rozmyślałem, czy możliwe będzie zejście trasą do Doliny Pięciu Stawów. Wystarczył mi jednak krótki rzut oka na panujące tam warunki, by poznać odpowiedź. Nie – to się dziś nie uda. Bardzo stromo, mnóstwo śniegu, a do tego ślady świeżych lawin. Wracam tą samą drogą – koniec tematu. Powrót z Krzyżnego do Murowańca Strasznie tu wieje. Jednak nie będę zbyt długo siedział. Robię więc jeszcze parę zdjęć, żeby na wszelki wypadek mieć więcej materiału do wyboru, a później zawracam i ruszam w dół żlebu. Początek zejścia z Krzyżnego do Doliny Pańszczycy. Schodzi się zaskakująco dobrze. Nie chcę się jednak rozpędzać. Wiem, że są tu miejsca, gdzie noga może wejść w śnieg aż po kolano. W takiej sytuacji lepiej nie mieć zbyt dużego impetu, bo mogłoby się skończyć jakimś urazem albo lotem w dół. Wolę już być na dole te parę minut później. Najbardziej stroma część żlebu już za mną. Schodzę nieco inaczej, niż zdobywałem wysokość. Podchodziłem krótkimi, gęstymi zakosami, a teraz idę praktycznie prosto w dół. Nie ma również mowy o zmęczeniu – staję tylko po to, by się rozejrzeć dookoła albo zrobić jakieś zdjęcie. Nie docieram aż do postawy żlebu. W pewnym momencie odbijam lekko w prawo i obieram kurs na zbocze Waksmundzkiego Wierchu, które chcę trawersować aż do okolic Wielkiej Kopki. Ponowne przejście zachodnim zboczem Waksmundzkiego Wierchu. Będąc już na Kopce mam świetny podgląd na resztę doliny. I dość szybko dociera do mnie, że wcześniej szedłem niezbyt optymalną wersją trasy. No cóż, z góry lepiej widać – nie jest to żadna niespodzianka. Przez oczami cały czas mam cel tego etapu wędrówki: jeden z grzbietów Żółtej Turni, pod którym znajduje się skrzyżowanie szlaków. Bez większego problemu wytyczam więc w głowie plan drogi powrotnej i przystępuje do jego realizacji. Droga powrotna przez Dolinę Pańszczycy. Oczywiście, lepsza trasa nie oznacza trasy bez problemów. Znów było zapadanie się, potykanie i okazjonalne gubienie drogi. Obyło się jednak bez większych wpadek. Nawet GPS-u nie musiałem uruchamiać. Kawałek przed Czerwonym Stawem trafiam na swoje własne ślady, które zostawiłem idąc do góry. Kończę więc kombinowanie i już po znanej trasie wracam w okolice drogowskazu. Teraz muszę dostać się na wysoki grzbiet ograniczający dolinę od zachodu. Na jego stokach dostrzegam teraz parę starych śladów, więc ochoczo ruszam za nimi. W pewnym momencie się jednak urywają i dalej znowu muszę kombinować po swojemu. Wyjście z Doliny Pańszczycy. Początkowo po jakichś starych śladach, później już improwizując. Trochę zdyszany docieram do góry. Stromo tu było, a mój zapas sił jest już nieco uszczuplony. Ale wygląda na to, że najgorsze za mną. Następna godzina będzie powrotem po licznych śladach, przeważnie w dół. Chwilę po wdrapaniu się na ograniczający dolinę grzbiet. Idę grzbietem aż do momentu ponownego trafienia na własne ślady. Tam skręcam w lewo i zaczynam marsz w dół łagodnie nachylonego stoku. Później trawers, zejście na dół żlebu w potokiem, odzyskanie wysokości i ponownie przez pochyłe zbocza Żółtej Turni. Fragment dość przyjemny, choć i tu nie obyło się paru potknięć i zapadnięć. Myślę, że w takich warunkach naprawdę fajnie szło by się w rakietach lub nartach. Zejście w poprzek stoków Żółtej Turni. Murowaniec coraz bliżej! W tle można dostrzec też kolejkę na Kasprowy Wierch. Wchodząc do lasu wiem, że zostało mi już naprawę niewiele drogi. Po kilkuset metrach trafiam na skrzyżowanie z zielonym szlakiem, a kawałek dalej dołącza też czarny. Parę minut później siedzę już pod schroniskiem, meldując Martynie bezpieczny powrót do cywilizacji. Zejście do Kuźnic Chwila przerwy i ruszam dalej. Wychodzę na Halę Gąsienicową i niebieskim szlakiem powoli wdrapuję na Królową Rówień. Dalej łagodne zejście na Przełęcz Między Kopami i później żółtym szlakiem przez Dolinę Jaworzynka. Tu raczej nie ma się co rozpisywać – to dokładnie ta sama trasa, co rano. Wędrówka niebieskim szlakiem w stronę Przełęczy Między Kopami. Zejście do Doliny Jaworzynka. W tle, na środku zdjęcia można dostrzec ślad po niewielkiej lawinie na stoku Skupniów Upłazu. Końcówka szlaku przez Jaworzynkę z widokiem na Nosal. Powrót do domu W Kuźnicach trafiłem na niemal gotowy do objazdu busik. Kierowca zapraszał już ostatnie osoby na pokład. Mi przypadło miejsce stojące, ale cóż, nie będę wybrzydzał – to tylko parę minut, a później pewnie i tak jakiś fotel się zwolni. Po dotarciu do Zakopanego, ruszam w stronę dworca (busy w Kuźnic zatrzymują się w pewnej odległości od niego). I niestety widzę, jak kurs do Krakowa właśnie go opuszcza. Co gorsza, w innego stanowiska właśnie rusza kolejny. Trochę szkoda, ale coś mnie podkusiło, by jednak powalczyć o swoją szansę. Podbiegam kawałek, macham do kierowcy, a ten… bez problemu zatrzymuję się przy wyjeździe z dworca i wpuszcza na pokład. No proszę, czasem warto próbować. Kupuję bilet i rozsiadam wygodnie w połowie pustym autobusie. Około 2,5 godziny później jestem już w Krakowie. Zimowe wejście na Krzyżne – podsumowanie Takiej wycieczki jeszcze nie miałem. Zdarzało mi się być gdzieś pierwszym danego dnia. Chodziłem już po starych, ledwo widocznych śladach. Potrafiłem gubić tropy i później je odnajdować. Ale samemu zakładać ślad przez parę kilometrów podejścia? Tego nie było. Ciesze się jednak, że miałem ku temu okazje. Że pomimo trudności nie zawróciłem, lecz podjąłem wyzwanie i miałem sporo frajdy realizując jeden z moich tegorocznych, zimowych celów. I co więcej, znowu zrobiłem to w czasie o sporo lepszym od teoretycznego (około 7:30h zamiast szlakowego 9:25h). Ale dobra, dość tego samozachwytu. Bo tak naprawdę, to mam sporo wątpliwości. Czy poprawnie założyłem ślad? Czy żlebem na Krzyżne podchodziłem w najbezpieczniejszy możliwy sposób? Ile głupot zrobiłem? Ile razy byłem zagrożony, nie zdając sobie z tego sprawy? I czy w ogóle, gdybym nie znam TOPR-owskiego komunikatu lawinowego, to dałbym radę samodzielnie ocenić ryzyko w terenie, w którym przebywałem? Nie znam, niestety, odpowiedzi na te pytania. Brakowało mi tam trochę kogoś, kto by spojrzał na to, co robiłem krytycznym okiem, wytknął błędy i pozwolił wyciągnąć wnioski. Tak, żebym przy kolejnej takiej sytuacji umiał zachować się jeszcze lepiej. No to jeszcze powrót w okolice głównego wątku tego tekstu. Krzyżne zimą – na pewno fajna przygoda, ale też na pewno nie dla każdego. Przełęcz o tej porze roku nie cieszy się dużą popularnością, a prowadząca na nią trasa jest długa i często dość niebezpieczna. By więc móc w pełni cieszyć się taką wycieczką, należy posiadać już sporo zimowego doświadczenia, a na szlak ruszyć przy możliwie najlepszych warunkach. Mapa trasy (przebieg orientacyjny, bo moje podejście nieco różniło się od letniego wariantu).
Zawrat od dawien dawna uważany jest za tatrzański klasyk, co potwierdzają słowa Tadeusza Zwolińskiego: Przejście to, znane od niepamiętnych czasów i rozsławione szeroko, uchodziło w dawnych latach za próbę zdolności taternickich; dziś tłumy przewalają się rokrocznie tym pięknym podniebnym przechodem, lecz nawet dla najwytrawniejszych taterników nie traci on nigdy swego uroku. Kapitalne widoki na otoczenie Doliny Gąsienicowej oraz Pięciu Stawów przyciąga wielu amatorów tatrzańskich wędrówek. Niestety popularność tej trasy przekłada się na dużą liczbę nieprzygotowanych turystów, co z kolei generuje korki na łańcuchach pod przełęczą. Spory ruch oraz trudności wzmagające się przy złych warunkach pogodowych przyczyniły się do wielu wypadków w rejonie Zawratu. Osoby stawiające swoje pierwszy kroki w Tatrach powinny wejść i zejść na Zawrat przez Dolinę Pięciu Stawów – ów wariant poprowadzony jest wytrasowanymi i łatwymi chodnikami. TRASA WYCIECZKI: KUŹNICE – PRZEŁĘCZ MIĘDZY KOPAMI – HALA GĄSIENICOWA – CZARNY STAW GĄSIENICOWY – ZMARZŁY STAW – ZAWRAT – DOLINA PIĘCIU STAWÓW POLSKICH – WODOGRZMOTY MICKIEWICZA – PALENICA BIAŁCZAŃSKA CZAS: 8 h (średni czas przejścia bez odpoczynków) SUMA PRZEWYŻSZEŃ: ok 1400 m DŁUGOŚĆ TRASY: 20 km TRUDNOŚCI: Spore trudności oraz ekspozycja występują na odcinku Zmarzły Staw – Zawrat (klamry, łańcuchy). Pozostałe odcinki bez trudności. Szczegóły niżej. RELACJE: Nieszczęście na Zawracie, Z Zawratu na Świnicę plus kozice, Na Orlą Perć Przełęcz Zawrat (2159 m ODCINEK TRASY: KUŹNICE – PRZEŁĘCZ MIĘDZY KOPAMI – HALA GĄSIENICOWA – CZARNY STAW GĄSIENICOWY szlak niebieski 2 h 30 min Wycieczkę zaczynamy w Kuźnicach, gdzie dojedziemy busem z centrum Zakopanego. Na Przełęcz między Kopami możemy wyjść niebieskim szlakiem przez Boczań bądź żółtym przez Jaworzynkę. Zazwyczaj wybieram pierwszą opcję, która może i jest nieco dłuższa, ale też łagodniejsza. Z przełęczy do Murowańca na Hali Gąsienicowej i dalej nad Czarny Staw Gąsienicowy idziemy już za niebieskimi oznaczeniami. Dokładny opis szlaku znajdziesz w osobnym opisie – Hala Gąsienicowa i Czarny Staw. w tym poście. Czarny Staw Gąsienicowy – panorama ODCINEK TRASY: CZARNY STAW GĄSIENICOWY – ZMARZŁY STAW szlak niebieski 1 h Nad Czarnym Stawem znajduje się ważny węzeł dróg dojściowych do słynnej Orlej Perci. Stąd dojdziemy na Kozią Przełęcz, pod Buczynową Strażnice, na Granaty, Krzyżne i oczywiście na przełęcz Zawrat, gdzie zaczyna się ten najtrudniejszy tatrzański szlak. Niebiesko znakowana ścieżka wpierw okrąża staw (genialne widoki na Kościelec!), po czym wznosi się w kierunku ponurej kotlinki, położonej u stóp Granatów. Do pokonania mamy spory (ok. 150-metrowy) próg skalny zamykający od północy wyżej położony kocioł Zmarzłego Stawu. Szlak wiedzie zakosami po rumowisku, po czym dochodzi pod skalną stromą grzędę, którą pokonujemy bez ubezpieczeń. Miejsce nie jest trudne, ale wymaga podpierania się rękami. Chwilę później mijamy rozwidlenia szlaków, skąd odchodzi żółta ścieżka na Kozią Przełęcz. My idziemy dalej prosto i po 5 minutach osiągamy miejsce widokowe przy Zmarzłym Stawie. Niebieski szlak nie dociera nad brzegu stawu, więc jeśli komuś zależy na małym plażingu bezpośrednio przy tafli stawu, powinien od rozwidlenia szlaków podejść 5 minut za znakami żółtymi. Próg skalny, za którym znajduje się kocioł Zmarzłego Stawu. Wyżej Kozi Wierch, Kozie Czuby, Zamarła Turnia i Zmarzłe Czuby. Czarny Staw Gąsienicowy Nieubezpieczona grzęda. Jak widać – dobrze urzeźbiona. Po wyjściu na próg odsłania się w końcu nieograniczony widok na Zawrat. Szlak prowadzi skałami po lewej stronie Zawratowego Żlebu. Panorama znad Zmarzłego Stawu Gąsienicowego ODCINEK TRASY: ZMARZŁY STAW – ZAWRAT szlak niebieski 1 h 10 min Znad Zmarzłego Stawu doskonale widać Zawrat i dalszą część szlaku. Ten z początku prowadzi licznymi zakosami bez żadnych trudności, sukcesywnie zdobywając kolejne metry w pionie. Wpinamy się ku przełęczy, mając po prawej stronie Zawratowy Żleb, którym wiedzie obecnie zimowy wariant trasy. Kiedyś Zawratowym Żlebem chodziło się również latem, jednak niestabilne, a przez to mało wygodne i bezpieczne dno żlebu stało się przyczynkiem do wytyczenia szlaku na sąsiednich skałach. Wkrótce dochodzimy do grzędy opadającej z Małego Koziego Wierchu – odtąd będziemy kluczyć skalnym grzbietem aż na samą przełęcz. Szlak miejscami jest bardzo wąski i prowadzi blisko przepaści, ale praktycznie cała grzęda ozdobiona jest łańcuchami i klamrami, więc jest się czym wspomagać. Należy bardzo uważać przy mijaniu się z innymi turystami i robić to we względnie bezpiecznym miejscu, nawet jeśli oznacza to cofnięcie się i zejście kilku metrów. Pamiętaj, że trudności bardzo wzrastają przy deszczu lub oblodzeniu. Po pierwszych łańcuchach dochodzimy do wąskiej półki skalnej. Klamry umocowane w ścianie tworzą dla nas poręcz, więc przejście nie nastręcza trudności. Najtrudniejsze na szlaku jest miejsce, gdzie łańcuch zawieszony jest dość wysoko, na dodatek przy mało urzeźbionej skale. Niskie osoby mogą mieć kłopot, by dosięgnąć łańcucha – tak jak ja. Na ratunek przychodzi mała skalna grzęda (tuż przy ciągu łańcuchów), która jest dobrze urzeźbiona i spokojnie można wspiąć się po niej przy pomocy rąk. To opcja dla osób obytych ze skałami i pewnych swych umiejętności, wszak jesteśmy dość blisko przepaści. Przez jakiś czas idziemy bez trudności – głównie po kamiennych stopniach. Wkrótce niebieski szlak wkracza na skalną grzędę, gdzie zaczynają się trudności. Przed nami pierwsze łańcuchy Szybko docieramy do charakterystycznego miejsca, które z tej perspektywy wygląda niepozornie. Musimy przejść wąską półkę skalną, na szczęście z pomocą kilku klamer. Łańcuchów jest całkim sporo… Ludzi też… dlatego mijanki w trudnym terenie bywają uciążliwe Momentami szlak prowadzi blisko W zasadzie to by było na tyle, jeśli chodzi o widoki na Gąsienicową stronę. Panorama z Zawratu na północ jest bardzo ograniczona. Z prawej strony widać, że kruche podłoże obrywa się do Zawratowego Żlebu. O, tam można zlecieć wraz z luźnymi kamlotami. A tu są te feralne łańcuchy przy gładkiej ścianie, dość wysoko zawieszone. W tym miejscu zawsze wybieram wspinaczkę po skałach widocznych z prawej stronie). Ostatnie metry na przełęcz prowadzą Zawratowym Żlebem. Droga na Zawrat jest trudna, ale nie hardkorowa. Przy suchej skale, największym niebezpieczeństwem są chyba mijanki z ludźmi złażącymi z góry. W wielu miejscach jest bardzo wąsko, a do przepaści bardzo blisko, więc niejednokrotnie trzeba „przytulić” się do skały, by zrobić miejsce dla innej osoby. Wchodziłam na Zawrat wiele razy i lubię trasę od strony Gąsienicowej. Przy optymalnych warunkach idzie się całkiem sprawnie, lecz przy oblodzeniu już tak wesoło nie jest. Jeśli dołożyć do tego spory ruch oraz ekspozycję, to nietrudno wyobrazić sobie, iż o tragedię tu łatwo. Na wycieczce należy zachować czujność oraz koncentrację. Ścieżka za Zawrat z Doliny Gąsienicowej jest naprawdę stroma i znacznie lepiej podchodzi się nią do góry niż schodzi w dół. Więc apeluję do tych, którzy się jeszcze zastanawiają, w którym kierunku przejść szlak – łatwiej i bezpieczniej jest wejść na Zawrat od strony Doliny Gąsienicowej niż zejść z Zawratu do Murowańca. Zdecydowanie polecam zdobycie Zawratu trudniejszym wariantem od strony Gąsienicowej i zejście prostym chodnikiem do Doliny Pięciu Stawów. Taki kierunek wycieczki ułatwia także podziwianie wysokogórskich scenerii, bowiem najciekawsze panoramy otwierają się przed nami. Tuż pod Zawratem, w skalnej półce Zawratowej Turni, widzimy figurę Matki Bożej umieszczonej tu przez księdza Gadowskiego (budowniczego Orlej Perci). Z Przełęczy Zawrat (2159 m) rozciąga się fenomenalna panorama na Dolinę Pięciu Stawów i okalające ją szczyty, widoki na stronę Doliny Gąsienicowej są bardzo ograniczone. Panorama z Zawratu na stronę Doliny Pięciu Stawów ODCINEK TRASY: ZAWRAT – DOLINA PIĘCIU STAWÓW szlak niebieski 1 h 15 min Droga na Zawrat od strony Doliny Pięciu Stawów dostępna jest dla wszystkich turystów. W optymalnych warunkach trudności nie ma praktycznie żadnych, zatem kto ma marne doświadczenie w górach, powinien uskutecznić wejście oraz zejście właśnie od strony „Piątki”, zwłaszcza że każdy inny szlak z Zawratu należy do trudnych i eksponowanych: zejście do Doliny Gąsienicowej (opisane wyżej w przeciwnym kierunku) wejście na Świnicę grań Orlej Perci. Z przełęczy Zawrat obniżamy się wygodnym chodnikiem w poprzek trawiasto-piarżystego zbocza Małego Koziego Wierchu. Początkowo kierujemy się w stronę widocznej przed nami Przełęczy Schodki (2065 m), oddzielającej Kołową Czubę od Małego Koziego Wierchu. Samą przełęcz jednak omijamy, skręcamy na prawo i bardziej stromo schodzimy w dół. Po prawej stronie rozciąga się widok na najwyżej położony duży staw w Polsce – Zadni Staw w Dolince pod Kołem (1890 m). Schodzimy pod ścianami Kołowej Czuby (2105 m) i wkrótce docieramy do miejsca, z którego otwiera się panorama obejmująca wszystkie stawy w dolinie, wliczając w to niewielkie Wole Oko, będące (przez większą część roku) szóstym stawem w Dolinie Pięciu Stawów. Warto zwrócić uwagę na urwiste, zachodnie zbocze Koziego Wierchu. Kamienny chodnik coraz łagodniejszymi zakosami sprowadza nas na dno Doliny Pięciu Stawów. Maszerujemy wzdłuż Czarnego i Wielkiego Stawu, mijając po drodze surowy pejzaż na zasłaną rumowiskami Pustą Dolinkę oraz otaczające ją urwiska Zamarłej Turni i Koziego Wierchu. Ostatnie metry szlaku to już niemal płaski spacerek między Wielkim Stawem a południowym zboczem Koziego Wierchu, na który odchodzi szlak czarny. Przy drewnianym mostku na potoku Roztoka musimy dokonać wyboru: schodzimy zielonym szlakiem przez Dolinę Roztoki, mijając Wielką Siklawę idziemy niebieskim szlakiem aż do schroniska, po czym krótkim łącznikiem (szlak czarny) dochodzimy do zielonego szlaku w Dolinie Roztoki, omijając Wielką Siklawę. Oczywiście nikt nie broni zajść do schroniska na pyszną szarlotkę, by potem cofnąć się do mostku i ścieżki „przez Siklawę”. Wygodne stopnie sprowadzają na stronę Doliny Pięciu Stawów. Chociaż kapitalne widoki nie ułatwiają patrzenia pod szlak obniża się łagodnie, omijając Kołową Czubę. Ze szlaku znakomicie widać Zadni Staw Polski. Zbliżenie na Miedziane, Szpiglasową Przełęcz i Szpiglasowy Wierch, w tle Wysoka, Mięguszowiecki Szczyt i Cubryna. Trawers pod Kołową lewej: Świnica, Gąsienicowa Turnia i Gąsienicowa Turnia. Kołowa Czuba, Zamarła Turnia, Kozie Czuby i Kozi Wierch Czarny Staw Polski, a ponad nim Szpiglasowy Szczyt, Kostury i grań Kotelnicy. Schemat niebieskiego szlaku na Zawrat (zdjęcie ze Szpiglasowego Wierchu) ODCINEK TRASY: DOLINA PIĘCIU STAWÓW – WODOGRZMOTY MICKIEWICZA – PALENICA BIAŁCZAŃSKA szlak zielony i czerwony 2 h 10 min Już wiemy, iż mamy dwa warianty ewakuacji z Doliny Pięciu Stawów: z Siklawą (zielony) lub bez (czarny ze schroniska). Wybór zdaje się prosty, wziąwszy pod uwagę walory widokowe, wszak największy wodospad w Polsce wart jest zachodu. Trzeba jednak wiedzieć, iż ścieżka przy wodospadzie wiedzie skałami, które podczas przymrozków mogą być oblodzone i śliskie. Oba warianty łączą się w Dolinie Roztoki (a w zasadzie to czarny szlak dobija do zielonego), którą dotrzemy do słynnej asfaltówki (łączącej Palenicę Białczańską oraz Morskie Oko) na wysokości Wodogrzmotów Mickiewicza. Od parkingu i przystanku busów w Palenicy Białczańskiej dzieli nas ok. 40-minutowy marsz. Dokładny opis tej trasy znajdziesz w osobnym poście – Dolina Pięciu tym poście. Schronisko w Dolinie Pięciu Stawów ZAWRAT – PRAKTYCZNE INFORMACJE: Bus z Zakopanego do Kuźnic kosztuje 3 zł. W sezonie kursuje od ok. z PKS-u przez Aleje 3 Maja, ul. Zamoyskiego i Rondo Kuźnickie (teraz Rondo Jana Pawła II) od rano. Droga do Kuźnic jest dostępna tylko dla pojazdów uprzywilejowanych – czyli nie dla turystów Pozostaje bus albo spacer z buta (ok. pół godziny z Ronda). Bilet do TPN jest płatny – normalny kosztuje 5 zł , ulgowy 2,50 zł. Lepiej wejść na Zawrat od strony Doliny Gąsienicowej, a zejść do Doliny Pięciu Stawów. Podchodzimy stromo po łańcuchach, a schodzimy już łagodną ścieżką bez żadnych trudności. Mimo braku oficjalnych regulacji, przyjęło się, iż odcinek Gąsienicowa-Zawrat przeznaczony jest do podchodzenia. Sporo osób decyduje się na trudne zejście, co generuje problematyczne mijanki na szlaku. Należy też zachować ostrożność w przypadku oblodzenia w rejonie Wielkiej Siklawy. Bus z Palenicy kosztuje 10 zł, podróż trwa ok 25-30 minut. Ostatni bus do Zakopanego rusza w sezonie ok. Jeśli uznasz wpis za przydatny, to nie zawahaj się podać go dalej i pochwalić autora. 😉 Warto przeczytać: KOŚCIELEC ORLA PERĆ SZPIGLASOWY WIERCH DOLINA PIĘCIU STAWÓW DOLINA GĄSIENICOWA Górskie pozdro: Madzia / Wieczna Tułaczka
O wejściu na Przehybę, gdzie zaczynamy wędrówkę, przeczytacie tutaj. *** TRASA WYCIECZKI: PRZEHYBA – RADZIEJOWA – WIELKI ROGACZ – POKRYWISKO – BIAŁA WODA – JAWORKI Chora bym była, gdybym nie próbowała wgramolić się na Radziejową o wschodzie słońca, dlatego też dźwięk budzika przeszył noc już o czwartej minut trzydzieści. Rozgryzienie warunków zajęło mi ułamek sekundy. Śnieg prószył w najlepsze, wschodu z tego nie będzie, zatem można jeszcze na chwilkę wrócić do pozycji horyzontalnej i zakonspirować się w ciepłym śpiworze. A potem zjadł mnie leń. Schronisko na Przehybie Zamiast wstać o i po godzinie ruszyć na szlak, tak by zdążyć zrealizować całą zaplanowaną trasę, to wytoczyłam się z wyra z dwugodzinnym opóźnieniem. Trochę z lenistwa, trochę dlatego, że uwierzyłam w norweską prognozę pogody, która wieściła rozpogodzenie w południe. Wyjście ze schroniska o miało zagwarantować nam sukces widokowy w rejonie Radziejowej tudzież Wielkiego Rogacza. Moje ślady 😀 Czerwony szlak pomiędzy Przehybą a Radziejową zajmuje około półtorej godziny. W naszym przypadku było to dokładnie 1 h 50 min i winię za to śnieg. Oj nasypało troszkę w nocy i mimo, że białe sięgało ledwie kostek, to poczułam co znaczy brodzenie w świeżym sypkim puchu. Mięśnie pracują na większych obrotach, co dało się wyczuć już przy pierwszym delikatnym podejściu. Aż wstyd przyznać, że ledwo doczłapałam się na Radziejową, choć odcinek nie jest przecież ani wymagający ani stromy. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że nie zawsze z rana mam powera, czasem muszę się rozchodzić, rozbudzić. No i byłam lekko zaziębiona. Przehyba Tak czy siak, w owym sypkim śniegu poruszałam się jak mucha w smole i generalnie musiałam przełknąć gorzką pigułę, jaką okazało się sapanie kilka metrów za Tomkiem. W innych warunkach zawsze śmigałam przed nim, nawet często musiałam przystawać, co by chłopak nie zgubił się sam w drodze. Teraz byłam słabsza. Idę przodem. Tylko na potrzeby zdjęcia… 😉 Radziejowa Na szczęście humorek mnie nie opuszczał, głównie za sprawą głupkowatego snu o Nandze. Tak to leciało: – Jak wrócimy z Beskidów to jadę z Maciaszkiem na Nangę – rzekł stanowczym głosem Tomek. – Że co? – Słyszałaś. Chcemy zdobyć szczyt jeszcze zimą. – Ale ty przecież nie masz żadnego doświadczenia! Nawet w Tatrach zimą nie byłeś, że już nie wspomnę o Alpach czy innych Himalajach. – Toteż dlatego tu jestem i się wprawiam na Radziejowej. – Ocipiałeś do reszty? A Maciaszek to nawet raz życiu w górach nie był! – No i co z tego? Ale ma kondycję. Biega 3 razy w tygodniu. – Chyba cię pokiełbasiło! Też mi kondycja… A gdzie doświadczenie? Poza tym, dopiero co wczoraj Bielecki zleciał na Nandze, doznał jakiejś kontuzji i zakończył wyprawę, a ty chcesz się pchać na metrów?!? Zimą!?! – No i co, że Bielecki nie wszedł. My mamy dobry plan, więc nie ma opcji żeby się nie udało. Bielecki nie miał planu. Acha, jedziesz z nami. Ja się już umówiłem z Maciaszkiem, że będziemy w parze, ale spokojnie, znalazłem ci na Internecie koleżankę na wyprawę. Tu nastąpiła prezentacja bladej i wątłej dziewuchy. Zdecydowanie bardziej przypominała bibliotekarkę niż sportsmenkę. – Cześć. Ania jestem. Będziemy się razem wspinać na Nangę. – Yyyyy. Cześć – odparłam niepewnym i mało ujmującym tonem. – A tak z ciekawości, jakie masz górskie doświadczenie? – Za dzieciaka byłam z rodzicami w Pieninach. W Tatrach to tylko spacerek nad Morskie Oko i dolinki, ale jestem zapisana do grupy Tatromaniaków na FB. Nie masz co się obawiać, jestem dobrze przygotowana, czytałam kilka książek i wiem o co chodzi w tym całym himalaizmie. Zanim wybudziłam się na dobre, w Nanga Dream rozhulała niezła awanturka, ale to już historia, która pozostanie w ciemnych zakamarkach mojej podświadomości. Tu i teraz realizowała się Radziejowa Dream i moja mała walka ze słabym organizmem. Głupawka i regularnie powracające wybuchy śmiechu odbierały i tak mizerne pokłady energii, więc nic dziwnego, że widok drewnianej wieży przywitałam z ulgą. 1262 m + 20 m gratis Mroźno i trochę straszno tam 😉 Kolejne stopnie ku platformie widokowej pokonywałam ze świadomością, że nagrody za to nie będzie. A należałaby się, bo nie dość, że pieroństwo strome to jeszcze oblodzone. Zabawne, że w Tatrach eksponowane miejsca nie robią na mnie większego wrażenia (przynajmniej w większości), a ta drewniana konstrukcja przyprawiła mnie o dreszcze i niepokój związany w koniecznością pokonania jej raz jeszcze, tym razem w dół. Jak widać dużo nie widać 😉 Widok w stronę Przehyby W stronę Pasma Jaworzyny Krynickiej i Beskidu Niskiego… Nareszcie! Od dawna chciałam tu być! Chcica na Radziejową była w dużej mierze następstwem wrażenia jakie zrobiły na mnie zdjęcia z kalendarza, wypełnionego przepięknymi zbliżeniami na Tatry z Beskidu Sądeckiego, Pienin i Podhala. Z kalendarza, który z powodzeniem wisi u mnie już trzeci rok i będzie tak wisiał, do czasu aż dorwę ładniejszy tudzież w końcu dopasuję ramki na wybrane kadry. Siekło mordę mrozem 😀 Na wieży nie było tak sielankowo i widokowo, jak to sobie wymarzyłam. Szczerze mówiąc wypizgało mnie dokumentnie! Do tego stopnia, że zrobiłam kilka zdjęć na odpierdol, wciągnęłam łapawice na odmrożone paluchy i czmychnęłam w dół z maksymalną prędkością, jaką można było rozwinąć na zmrożonych stopniach. Gorąca herbata (już w dole) nie złagodziła drgawek. Jedyna nadzieja w ruchu, trzeba było wprowadzić mięśnie w obroty, by jakoś ogrzać zmarznięte ciałko. Zadziałało po kilku minutach. No schodzę, już schodzę… Wieżę postawiono w 2006 roku i ponoć rozciąga się z niej rozległa panorama na wszystkie strony. Hmm. Nie rozpaczałam szczególnie wybitnie. Raczej skupiałam się na przyjemnościach związanych z powrotem ciepła. Hell yeah, uroki zimy! Nagle pomiędzy drzewami ujrzałam widok, który wprawił mnie w osłupienie. O w mordę, widać Tatry! Przez chwilę wahałam się: cofnąć tyłek na Radziejową czy nie cofnąć. Widmo powrotu na górę i ponownego spotkania z wieżą, na której hula pizgawica, zniechęciło mnie do drugiego ataku. Poza tym na takie zabawy nie było czasu, jeśli chciałam jeszcze tego dnia zdobyć Wysoką. A chciałam. Wylazły! Jakieś 10 minut po opuszczeniu Radziejowej… Udokumentowany! 😀 Wyglądało na to, że nieco niżej panorama otworzy się całkowicie, obiecująco prezentowało się również zbocze Wielkiego Rogacza (1182 m), na który zmierzaliśmy. I faktycznie, po chwili fociłam jak szalona, ale wpierw zaliczyłam pierwszą potężną „glebę”. Nawet mnie to ubawiło, dopóki nie zobaczyłam białego obiektywu. Ups, czyszczenie szkła pochłonęło kilka chusteczek. W drodze na Wielki Rogacz Tatry oraz Pieniny z Wielkiego Rogacza Wąziutki kadr, a w nim aż 8 szczytów z WKT – Sławkowski, Łomnica, pod nią Kieżmarski, dalej Durny, Baranie Rogi, Lodowy, Ganek oraz Wysoka. Tatry Zachodnie. Po lewej nasze Czerwone Wierchy i Giewont. Radziejowa I nagle zima stała się bajkowa. Biały puch pod nogami wkurzał jakby mniej, a ośnieżone choinki i Tatry w tle pięknie współgrały z niebieskim niebem. Gdyby tak śniegu było po pas to na stówę padłabym z wrażenia! I ze zmęczenia… W każdym razie odcinek Radziejowa – Wielki Rogacz minął pod znakiem rozkwitającej fascynacji górską zimą, a fragment niebieskiego szlaku przez Mały Rogacz na okiełznywaniu rozbuchanych emocji. Tak można wędrować 😀 Dopiero zimą widać ile dziczyzny biega po górach. Ślady czasem biegną wzdłuż szlaku, częściej przecinają go w poprzek. Duże, małe, pojedyncze, mnogie, do wyboru do koloru. Wkrótce znów dotarliśmy do rozstaju szlaków i ruszyliśmy za czerwonymi znakami prowadzącymi do wsi Jaworki, położonej u podnóża Pienin. Im niżej byliśmy, tym większe lodowisko robiło się pod stopami. Każdy krok wymagał uwagi, co i tak nie uchroniło nas w systematyczne wpadanie w poślizg. Szybko trafiliśmy do kolejnego wizualnego eldorado, a mianowicie na Pokrywisko. Według mapy to szczyt o wysokości 975 m w bocznym grzbiecie Pasma Radziejowej. Jednak w terenie trudno zorientować się, że właśnie zdobyło się jakieś wypiętrzenie. Wierzchołek jest mało wybitny, raczej ma się poczucie, iż jest się na grzbiecie lub wręcz polanie. Dawniej były tutaj pola i pastwiska, obecnie zbocza powoli zarastają. Na Pokrywisko! Pokrywisko Trzy Korony W tle Pilsko oraz Babia Góra Spacer z Pokrywiska poprzez Ruski Wierch oraz zbocza Jasielnika jest bardzo widokowy. W wyższych partiach widać tatrzańskie szczyty, później można skupić się na tym co widnieje na pierwszym planie, a jest to bardzo smakowity widok na pasmo Pienin. Pinińsko-tatrzańska mieszanka Na stokach Jasielnika. Widok na Pieniny, w dole zabudowania Jaworek. Radziejowa Szybko przekraczamy niewidoczną granicę, tym samym opuszczając rejon Beskidu Sądeckiego na rzecz Pienin. Mijamy rezerwat Biała Woda i strzelistą Smolegową Skałę. W tym miejscu brutalnie ucinam relację, bo o zmaganiach z Wysoką i podstępnych niczym żmije Pieninach opowiem następnym razem. Smolegowa Skała Rezerwat Biała Woda w Jaworkach Pozdrawiam, Madzia / Wieczna Tułaczka *** Tu też jest fajnie: Facebook Instagram
Pogoda na Rysach dzisiaj ( i w kolejnych dniach. Jakie warunki pogodowe przewidują meteorolodzy? W czwartek temperatura na Rysach (Tatry) ma wynieść 8 °C. Z kolei spodziewana prędkość wiatru to 9 km/h. Deszczu spodziewamy się na poziomie 1 pogodowe: Rysy, Tatry ( meteorologów, na Rysach o godz. 06:00 w czwartek powinno być:Temperatura: 6 °C Prędkość wiatru: 13 km/h Na Rysach (Tatry) o godz. 09:00 spodziewane są:Temperatura: 7 °C Prędkość wiatru: 8 km/h O godz. 12:00 w czwartek na Rysach meteorolodzy przewidują:Temperatura: 8 °C Prędkość wiatru: 8 km/h Może spaść 2 mm deszczu O godz. 15:00 w czwartek na Rysach meteorolodzy przewidują:Temperatura: 9 °C Prędkość wiatru: 8 km/h Może spaść 4 mm deszczu W czwartek o godz. 18:00 na Rysach przewidywane są następujące warunki:Temperatura: 9 °C Prędkość wiatru: 8 km/h Może spaść 2 mm deszczu W czwartek o godz. 21:00 na Rysach przewidywane są następujące warunki:Temperatura: 7 °C Prędkość wiatru: 11 km/h W piątek o godz. 00:00 na Rysach przewidywane są następujące warunki:Temperatura: 7 °C Prędkość wiatru: 15 km/h Prognozę pogody dla Rysów na najbliższy tydzień znajdziesz w TatrachRysy są położone na granicy polsko-słowackiej w Tatrach Wysokich. Ich wysokość to 2501 m Posiada trzy wierzchołki, północno-zachodni jest najwyżej położonym punktem w Polsce - 2499 m i jest wpisany do Korony Europy. Warunki pogodowe na Rysach w najbliższych dniachczwartek, Rysach (Tatry) za dnia odczuwalna temperatura ma wynieść 5 °C. Możliwość wystąpienia opadów to 50%.Minimalna temperatura: 6 °C, Maksymalna temperatura: 9 °C, Prędkość wiatru: 9 km/h, Opady deszczu: 1 mm W nocy z czwartek na piątek minimalna temperatura wyniesie 7 °C, a prędkość wiatru 14 km/h. Deszczu może spaść do 1 mm. piątek, ciągu dnia na Rysach (Tatry) odczuwalna temperatura wyniesie 7 °C. Możliwość pojawienia się opadów wynosi 44%.Minimalna temperatura: 8 °C, Maksymalna temperatura: 11 °C, Prędkość wiatru: 11 km/h, Opady deszczu: 2 mm W nocy z piątek na sobotę najniższa spodziewana temperatura to 7 °C, natomiast wiać ma z prędkością 16 km/h. Można spodziewać się deszczu na poziomie 2 mm. sobota, Rysach (Tatry) za dnia odczuwalna temperatura ma wynieść 7 °C. Możliwość wystąpienia opadów to 69%.Minimalna temperatura: 8 °C, Maksymalna temperatura: 11 °C, Prędkość wiatru: 9 km/h, Opady deszczu: 3 mm W nocy z soboty na niedzielę minimalna temperatura wyniesie 7 °C, natomiast wiatr ma mieć prędkość do 2 km/h. Można spodziewać się deszczu na poziomie 3 mm. niedziela, Rysach (Tatry) za dnia odczuwalna temperatura ma wynieść 6 °C. Prawdopodobieństwo opadów to 64%.Minimalna temperatura: 7 °C, Maksymalna temperatura: 9 °C, Prędkość wiatru: 3 km/h, Opady deszczu: 4 mm W nocy z niedzieli na poniedziałek najniższa przewidywana temperatura wyniesie 3 °C, natomiast wiać ma z prędkością 5 km/h. Deszczu może spaść do 4 mm. poniedziałek, ciągu dnia na Rysach (Tatry) odczuwalna temperatura wyniesie 4 °C. Prawdopodobieństwo opadów szacuje się na 8%.Minimalna temperatura: 4 °C, Maksymalna temperatura: 9 °C, Prędkość wiatru: 7 km/h, W nocy z poniedziałku na wtorek najniższa przewidywana temperatura wyniesie 5 °C, natomiast wiać ma z prędkością 4 km/h. wtorek, temperatura w ciągu dnia na Rysach ma wynieść 5 °C. Według prognozy pogody, prawdopodobieństwo opadów wynosi 21%.Minimalna temperatura: 5 °C, Maksymalna temperatura: 9 °C, Prędkość wiatru: 4 km/h, W nocy z wtorku na środę najniższa przewidywana temperatura wyniesie 3 °C, a z kolei prędkość wiatru 3 km/h. Promocje na gadżety turystyczneMateriały promocyjne partnera Pogoda na Rysach - kiedy iść?Pogoda na Rysach cechuje się klimatem wysokogórskim strefy umiarkowanej oraz ma charakterystyczne cechu alpejskiego klimatu. Pogoda jest bardzo zmienna, występują silne wiatry, w tym halny oraz mgła, która może utrudniać wędrówkę. Natomiast śnieg na Rysach może zalegać nawet do późnego lata. ZOBACZ KONIECZNIEIdziesz w góry? Tego nie róbSzlaki na RysyNa szczyt Rysów prowadzą dwa szlaki turystyczne obukierunkowe. Od polskiej strony szlak północy czerwony oraz od słowackiej strony szlak południowy niebieski i czerwony. Trasa na Rysy wymaga odpowiedniego obuwia, odzieży i sprzętu turystycznego. Przyroda w drodze na RysyNa Rysach występuje wiele różnorodnych roślin. Na wysokości 2483–2503 m znajduje się 63 gatunki roślin kwiatowych, a w większości roślin alpejskich. Na szczytach Rysów można znaleźć rzadkie gatunki roślin, jak ukwap karpacki, wiechlina tatrzańska i skalnica odgiętolistna. Zbocza południowe są zamieszkałe przez świstaki i kozice. Ciekawostki o RysachWśród zdobywców Rys jest między innymi Maria Skłodowska-Curie wraz z mężem Pierrem, którzy weszli na szczyt w 1899 i koszulki trekkingowe w promocyjnych cenachMateriały promocyjne partnera
Tatry to najwyższe wypiętrzenie w całym rozległym łuku Karpat. Porównując je z innymi górami Tatry, są tak naprawdę niewielkie, całe zmieściłyby się w niejednej alpejskiej dolinie. Do Polski należy niewielka część Tatr, pozostała znajduje się w granicach warto odwiedzić spokojne miejsca Tatr?Co roku w okresie wakacyjnym szlaki po polskiej stronie Tatr przeżywają oblężenie. Taka sytuacja utrzymuje się od lat, a nawet ma tendencję wzrostową. Najczęściej odwiedzanymi miejscami są: Morskie Oko i Dolina Kościeliska. W szczycie sezonu i w weekendy trudno tutaj mówić o spokojnym wypoczynku na łonie tego, że w wakacje na teren Tatrzańskiego Parku Narodowego wchodzą tysiące osób dziennie, nadal są szlaki, na których można zaznać spokoju. Miejsca te są również atrakcyjne pod względem przyrodniczym, jak i widokowym. Wybierając mało uczęszczane ścieżki, mamy możliwość w spokoju delektować się wspaniałą przyrodą tatrzańską. Istnieje tu również zdecydowanie większa szansa na spotkanie dziko żyjących zwierząt w przedstawionych jest kilka miejsc, gdzie panuje spokój i nie trzeba wędrować wśród tysięcy innych Za BramkąNiewielka dolina reglowa, pomimo stosunkowo niewielkiej odległości od Zakopanego rzadko odwiedzana przez turystów. Dolina leży między lesistymi grzbietami, wcinając się w pn. stoki Łysanek, pomiędzy Doliną Strążyską a Dolina Małej pochodzi od zwężenia skalnego, przez które wchodzi się w głąb doliny. Tego typu „bramki” jako typowe elementy formacji wapienno — dolomitowych, można spotkać podczas spaceru doliną. Można w niej podziwiać wspaniałą roślinność dolnoreglową wraz ze wspaniałymi bukami, które szczególnie malowniczo wyglądają na jesień. Występująca tu buczyna karpacka przybiera żółto-pomarańczowo-czerwone barwy. Warto również dolinę odwiedzić na wiosnę, gdy przyroda budzi się ze snu zachodniej stronie doliny wznosi się stromy, postrzępiony przez erozje mur skalnych igieł i iglic zwanych Jasiowymi Turniami. Szlak prowadzący dnem doliny ma niespełna 1 km długości i pozbawiony jest wiekszych trudności. Prowadzi wzdłuż potoku, kilkakrotnie go przekraczając. Kończy się w miejscu rozgałęzienia doliny. Z początku XX wieku stała tu drewniana altana a szlak wyprowadzał aż na wierzchołek Dolna za Bramką często była ukazywana na obrazach i widokówkach. Poprzez swoją malowniczość było to jedno z ulubionych miejsc zakopiańskich znajduje się na wprost osiedla Krzeptówki, można również do niej dojść Drogą pod Reglami. W pobliżu wejścia do doliny w 1926 roku zmarł znakomity muzyk góralski Bartłomiej Obrochta. Naprzeciwko doliny na niewielkim wzgórzu stoi tzw. chałupa Sabały. Jeden z najcenniejszych zabytków budownictwa góralskiego w Żleb — Przysłop MiętusiW dolnej części lesisty w górze trawiasty Żleb uchodzący poza obszar Tatr. Dolinka Staników Żleb jest wcięta w wapienie między Małym i Hrubym Reglem. Nazwa żlebu pochodzi od nazwiska góralskiej rodziny Staników mieszkających w tej drogi rozpoczyna na Nędzówce i biegnie przez polanę do Drogi pod Reglami. Stąd szlak w górę dnem dolinki wyprowadza na grzbiet. Rozpościera się stąd malowniczy widok na Czerwone Wierchy, Dolinę Miętusia oraz Giewont. Ze szlaku wiodącego pod grzbietem w dół na przełęcz Przysłop Miętusi. Jest to szerokie trawiaste siodło stanowiące wspaniałe miejsce widokowe i prezentuje się stąd urwiska Ciemniak i Krzesanicy z wiszącymi kotłami dolin Mułowej i Litworowej. Na Przysłopie Miętusim znajduje się skrzyżowanie szlaków: czarno znakowanej Ścieżki nad Reglami oraz niebieskiego szlaku prowadzącego przez Małą Łąkę, Przysłop Miętusi, Skoruśniak i Kobylarzowy Żleb na LejowaJedna z największych dolin reglowych w Tatrach Polskich, sięgająca pod urwiste stoki Kominiarskiego Wierchu. Położona jest pomiędzy dolnymi częściami Doliny Kościeliskiej i Doliny Chochołowskie. Nazwa pochodzi od nazwiska górali z Podczerwinnego — Lejów, którzy mieli tutaj swoje Lejowa rozpoczyna się wąską bramą skalną zw. Między Ściany. Dnem płynie Lejowy Potok mający źródła poniżej Kominiarskiej Przełęczy. Lasy porastające dolinę składają się z jednogatunkowej świerczyny z niewielką ilością jodły. Ich właścicielem jest Witowska Wspólnota dolinie dawniej czynne były kopalnie oraz mały ośrodek hutniczy, o czym przypomina nazwa polany Huty Lejowe. Na końcu szlaku położona jest rozległa Polan Kominiarska, zobaczyć na niej można pozostałości szałasów pasterskich. Kilka dużych polan w dolinie jest nadal użytkowanych w ramach tzw. kulturowego wypasu poprzek Doliny Lejowej biegnie Ścieżką nad Reglami. Można przejść na wschód do Doliny Kościeliskiej lub w kierunku zachodnim do Doliny Chochołowskiej. Wylot Lejowej znajduje się na skraju rozległej polany Biały Potok. Mieszczą się na niej liczne budynki szałasów i szop oraz bacówek. Na wiosnę polanę pokrywają wspaniałe łany krokusów a jesienią StołyDawna hala pasterska położona wysoko po zachodniej stronie Kościeliskiej Doliny, na grzbiecie między nią a górną częścią Lejowej Doliny, na południe od Kominiarskiego rozpoczyna się w Dolinie Kościeliskiej naprzeciw Lodowego Źródła i odbiega na zachód od głównego szlaku. Jest to jeden z najstarszych znakowanych szlaków w polskiej części Tatr Zachodnich, wyznakowany przez Mieczysława szlak prowadził przez Stoły dalej na wierzchołek Suchego Wierchu. Szeroka droga wznosi przez las w górę, początkowo łagodnie następnie bardziej stromo wyprowadzając na dolny skraj Polany Stoły. Rozpościera się z tego miejsca wspaniały widok na otoczenie Doliny Kościeliskiej, masyw Czerwonych Wierchów oraz Hali Stoły stoją zabytkowe szałasy pasterskie, odremontowane przez uczniów Technikum Budownictwa Regionalnego w Zakopanem. Prezentują jeden z najcenniejszych pod względem zabytkowym zespół budynków pasterskich w Tatrach Zachodnich. Zabytkowe szałasy są świadkami minionych czasów, kiedy w tym miejscu paśli swoje stada górale z okolicznych wsi. Budynki od 1977 r. zostały wpisane do krajowego rejestru — Kopieniec WielkiToporowa Cyrhla to najwyżej położona dzielnica Zakopanego, leżąca na wysokości ok. 1000 m. Jej nazwa pochodzi od nazwiska Topór i słowa „czyrchlić” lub „czerchlić”. Oznacza ono obijanie drzewa z kory, tak aby uschło, lub karczowanie. W taki sposób uzyskiwano tędy pierwszy znakowany szlak turystyczny w Tatrach. Już ok. 1877 r. jego przebieg na odcinku Jaszczurówka — Cyrhla — Psia Trawka — Roztoka wyznaczony został białą farbą a 10 lat później na czerwono. Z Cyrhli prowadzi również szlak turystyczny na Kopieniec początku droga biegnie skrajem podmokłej łąki. Po chwili wchodzi w las i pośród drzew świerkowych doprowadza do rozejścia szlaków. Po podejściu w górę szlak opuszcza las i wyprowadza na Polane pod Kopieńcem. Na skraju stoi kamienny krzyż ustawiony w 1950 r. z inicjatywy tutejszych pasterzy. Na położonej u stóp Kopieńca polanie od dawien dawna wypasano owce i bydło. Bardzo intensywny wypas prowadzony przez kilkaset lat ogołocił z traw i roślinności zbocza Kopieńca, zamieniając je w pokryte rumowiskami pola. Znakiem tamtych czasów są stojące do dzisiaj szałasy pasterskie. Obecnie na polanie prowadzony jest kulturowy wypas owiec. Na wiosnę występują licznie rosnące polany szlak wiedzie na Kopieniec zwany również Kopieńcem Wielkim. Z wierzchołka rozpościera się wspaniały i rozległy widok na Tatr Bielskie, Wysokie oraz Zachodnie. Nagi wierzchołek Kopieńca jest doskonałym punktem widokowym na otoczenie Hali Gąsienicowej. Ze szczytu zejście z powrotem na polanę i stąd przejście Doliną Olczyską do Jaszczurówki lub przez Polanę Olczyską i Nosal do Trawka — Rówień Waksmundzka — Polana Pod WołoszynemPoczątek drogi na Brzezinach już poza granicami Zakopanego. Z tego miejsca szeroka droga jezdna, prowadzi przez świerczyny na Halę Gąsienicową. Ok. 2 km od Brzezin drogę przecina czerwono znakowany szlak wiodący z Toporowej Cyrhli. Miejsce to niewielka zarośnięta polanka Psa Trawka, nazwa pochodząca od gatunku trawy. Kiedyś była to spora łąka z szopami krowiarzy, stało w tym miejscu, również nie zagospodarowane schronisko Towarzystwa tego miejsca za znakami czerwonymi szlak doprowadza na skraj Polany Waksmundzkiej. Ta wielka polan leży u stóp północnych stoków Koszystej. Miejsce stanowiło dawniej tereny pasterskie przynależne do Hali Waksmundzkiej, której centrum była Polana Wakmundzka. Nazwa pochodzi od pierwszych właścicieli, górali pochodzących z podhalańskiej wsi Waksmund leżącej koło Nowe zarośniętej obecnie polanie zachowało się do dzisiaj kilka szałasów pasterskich. W pobliżu szlaku stoi żelazny krzyż odlany w Kuźnicach, ufundowany przez Maksymiliana ścieżka biegnie przez Waksmundzką Rówień, gdzie szlakiem znakowanym na zielono można wyjść na Gęsią Szyje a z niej na Rusinową Polanę. Idąc dalej czerwonym szlakiem, ścieżka dochodzi na Polanę pod Wołoszynem. To pochyła polana, położona u stóp pn. — wsch. grani Wołoszyna. Stanowiła ona dawniej centrum Hali Wołoszyńskiej, gdzie wypasy prowadzili m. in. pasterze z Białki i Rzepisk. Niegdyś na polanie kończyła się Orla Perć, dochodził tutaj odcinek z Krzyżnego przez grań Wołoszyna. Z polany można dojść do asfaltowej drogi prowadzącej nad Morskie Oko lub skręcając na północ czarnym szlakiem dojść na Rusinową ChałubińskiegoMiejscem rozpoczęcia szlaku jest Morskie Oko, niestety, żeby tu dotrzeć, należy pokonać zatłoczoną drogę asfaltową prowadzącą z Palenicy Białczańskiej. Szlak prowadzi od schroniska nad Morskim Okiem, łagodnie wnosząc się wygodną kamienną ścieżką. Rozgałęzia się na progu Dolinki za Mnichem, następnie biegnie skrajem kamienistej kotlinki Stawku Staszica. Po drodze warto zwrócić uwagę na znaną turnie Mnich. Tworzą go dwa wierzchołki, wyższy północno-wschodni i dojściu pod stromy żleb spadający spod Wrót Chałubińskiego ścieżka pnie się zakosami stromo na przełęcz. Rozpościera się stąd widok na słowacką Ciemnosmreczyńską Dolinę i Grań Chałubińskiego to wąska skalista przełęcz położona w głównym grzbiecie Tatr ograniczająca Szpiglasowy Wierch od Kopy nad Wrotami w grani Cubryny. Niegdyś wiódł tędy jeden ze szlaków, łączących Podhale z Liptowem. W 1958 roku odcinek z Wrót Chałubińskiego do Niżniego Ciemnosmreczyńskiego Stawu został zamknięty. Pierwotna nazwa Zawracik zmieniona została dla uczczenia dra Tytusa Chałubińskiego — słynnego lekarza z Warszawy, taternika, badacza i popularyzatora Tatr i Tomanowa — Chuda PrzełączkaPoczątek szlaku w Dolinie Kościeliskiej, po przekroczeniu potoku w pobliżu Polany Zachradziska, ścieżka zaczyna wznosić się wśród reglowych lasów. Po dodarciu na grzbiet z charakterystyczną skałą zwaną Piec szlak pnie się dalej wśród minięciu skał Chudej Turni szlak skręca w prawo od wąskiego częściowo skalistego siodełka Chudej Przełączki. Przez dłuższy czas w poprzek pn. — zach. zbocza Ciemniaka, nad usypistym kotłem Kamiennego Zadniego. Dalej ponad kotłem Kamiennego Tomanowego opadającego w stronę Wąwozu Kraków. Okolica ta jest jednym z głównych w Tatrach Zachodnich ostoi kozic. W dalszej części ścieżka przekracza dwa ramiona Czerwonego Żlebu. W XIX wieku czynne tu były sztolnie, wydobywające rude żelaza. Droga po pewnym czasie obniżając przez kosodrzewinę i las, wyprowadzana skraj Wyżniej Polany Tomanowej. Przez Dolinę Tomanową szlak doprowadza do Doliny Kościeliskiej w pobliżu Hali Ornak, z drewnianym budynkiem warto odbyć na przełomie czerwca/lipca wtedy rejon ten porasta wspaniała roślinność wysokogórska. Dobrym czasem jest również jesień na przełomie września/października w tym okresie szczególnie pięknie wyglądają rudziejące trawy porastające Miętusi — Kobylarzowy Żleb — MałołączniakDo Przysłopu Miętusiego można dojść od Małej Łąki, przez Staników Żleb lub od Doliny Kościeliskiej. Z tego miejsca drogą leśną prowadzącą przez Skoruśniak. Po wejściu w piętro kosodrzewiny pojawia się wspaniały widok na Wielką Świstówkę, ponad którą wysoko zawieszone w górze Dolinki Mułowa i Litworowa. W rejonie tym znajdują się jedne z najbardziej interesujących tatrzańskich jaskiń, dostępnych wyłącznie dla speleologów. Ta część należy do najpiękniejszych zakątków Tatr dole po prawej stronie porośnięte dzikim lasem słynne Wantule. Szlak doprowadza do trawiastego siodła zwanego Kobylarzem, by następnie dojść do wielkiego piarżystego Kobylarzowe Kobylarz jest pochodzenia góralskiego, ma pochodzić stąd, że dawniej wypasano w okolicy konie (kobyły). Dalej pojawia się gładki 12-metrowy próg skalny ubezpieczony łańcuchami. Jedno z nielicznych miejsc w polskich Tatrach Zachodnich, gdzie znajdują się sztuczne pokonaniu progu stromo w górę na Czerwony Grzbiet zakończony na północy Wielką Turnią. Z tego miejsca ciekawie prezentują się strome ściany Giewontu. Czerwony Grzbiet porasta w większości granitolubny zespół situ skuciny z domieszką boimki dwurzedowej. Szlak wyprowadza grzbietem na Małołączniak, jeden ze szczytów należący do Czerwonych Wierchów. Z wierzchołka dalszą wycieczkę można kontynuować w stronę Krzesanicy i Ciemniak lub na Kopę — Czerwony Staw w Dolinie PańszczycyŚcieżka rozpoczyna się poniżej schroniska Murowaniec, odchodzi od drogi jezdnej z Brzezin na Halę Gąsienicową. Żółto znakowany szlak prowadzi przez Dolinę Pańszczycy, która stanowi odnogę dużej walnej Doliny Suchej Wody. Nazwa Pańszczyca pochodzi od nazwiska dawnych właścicieli położonej w niej terenów pasterskich — górali Pańszczyków z Białego początku szlak biegnie wśród świerkowych drzew Lasu Gąsienicowego. Następnie wznosi się niskim ramieniem Żółtej Turni, które zwane jest granicy zwartej kosodrzewiny leży Czerwony Staw Pańszczycki. Jego powierzchni wynosi 3000 m2, głębokość 0,9 m. Nazwa pochodzi od czerwono — brunatego koloru glonu sinicy, porastających głazy leżące na jego dnie. Przy niskim poziomu wody staw dzieli się na mniejsze oczka wodne i prawie całkowicie stawu można kontynuować wędrówkę na przełęcz Krzyżne i stąd zejść do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Krzyżne jest szeroką, trawiastą przełęczą słynącą z rozległych i uważanych za jedne z najpiękniejszych widoków w Tatrach. Nazwa związana z położeniem przełęczy, stanowiącej skrzyżowanie grzbietów: grupy Buczynowej Turni, Koszystej i nad Reglamiodcinek Dolina Kościeliska — Dolina ChochołowskaJest to najrzadziej zwiedzany odcinek Ścieżki nad Reglami. Rozpocząć go można w Dolinie Kościeliskiej przed Starymi Kościeliskami. Szlak jest łatwy, prowadzi wśród łąk i lasów, zboczami Kominiarskiego Wierchu. Z początku ścieżka wznosi się trawersem w górę, biegnie przez Kominiarski Przysłop, następnie w środkowej części przechodzi nad górną częścią Doliny Lejowe. W końcowej części schodzi przez Polanę Jamy do Doliny Chochołowskiej powyżej od Niżniej Kominiarskiej Polany aż do Chochołowskiej jest bardzo rozjeżdżony przez pojazdy zwożące drzewo z okolicznych lasów. Po opadach szlak staje się bardzo błotnisty.
górski szlak w poprzek zbocza